sobota, 5 marca 2016

Mały przełom, czyli jak udało mi się dociążyć moje puszące się włosy.

Hej! We wcześniejszym wpisie wspomniałam o zmianie pielęgnacji, która dociążyła i ujarzmiła moje puchate włosy. Skąd ta zmiana, ile trwała i w końcu co sprawiło, że chcę się teraz pochwalić rezultatami? Odpowiedź poniżej.

Motor do działania.
Po okresie zachłyśnięcia się włosomanią nadszedł czas na kryzys. Mój trwał chyba od grudnia, kiedy to naliczyłam uwaga jeden good hair day. Odkąd zaczęłam na poważnie (wrzesień) widziałam duże zmiany, szczególnie ruszył mój odrost, który w końcu przeistoczył się w ombre, Byłam zadowolona. Do momentu aż zauważyłam stopniowy spadek formy włosów. Puch, puch i jeszcze raz puch były nieodłączne, włosy układały się nieciekawie, ale w dotyku były miękkie, na gładszych partiach widać było połysk,więc nie martwiłam się zbytnio. Włosy były, jak na moje możliwości, całkiem długie, końcówki rozjaśnione blond farbą były coraz gorszej kondycji, do tego powszechne stwierdzenie, że podcięcie włosów przywraca je do życia i mamy pierwszy rozdział mojej historii. Włosy dłuższe były łatwiejsze do ogarnięcia, ale takie podcięte do ramion już nie, widać było jak źle się układają,a puch trudniej ukryć. Robiłam co mogłam, dwoiłam się i troiłam, oleje, maski, odżywki i nic. Totalny brak efektów. Zainteresowałam się więc olaplexem i keratynowym prostowaniem i postawiłam sobie warunek. Jeśli do końca lutego nie znajdę czegoś,co pomoże mi poprawić wygląd włosów, to decyduję się na którąś z powyższych metod.

Analiza problemu
Pomimo PEHowej pielęgnacji moje włosy prezentowały się fatalnie. Olejowałam włosy bardzo często, dodawałam także gliceryny lub glutka, a także dostarczałam protein. Każda moja posiadana maska miała oleje w składzie, używałam też oczywiście serum olejowego. Wszystko na nic. Moje myśli krążyły wokół zmiany maski na bardziej treściwą, ale nie pomyślałam o tym żeby zmienić olej. Dzięki sugestii dziewczyn z grupy włosomaniaczek, dowiedziałam się, że moje włosy mogą lubić olej sezamowy. I to był strzał w dziesiątkę.

Po pierwszym olejowaniu olejem sezamowym zauważyłam niesamowite wygładzenie włosów. Pomimo tego, że jest to olej z prażonych ziaren, to efekty są bardzo przyzwoite. Olej jest dość gęsty i ciemny. Jedynym minusem jest obrzydliwy zapach spalenizny, ale można do tego przywyknąć.

Olej oczywiście z biedronki

Jednak gdyby nie maska Ziaja Intensywne Wygładzenie,nie byłoby tego efektu, jest ona kolejnym produktem, który przywrócił mi wiarę we włosomaniactwo. Kosztowała niecałe 7 zł, dostępna jest w aptekach, sklepach ziaji, oraz internecie. Nie zauważyłam jej w drogeriach ani marketach w mojej okolicy, jeśli gdzieś widziałyście,to dajcie znać. Produkt, jakby mogło się wydawać, nie jest olejowy, a wygładzanie zawdzięczamy niskiemu PH. W składzie znajdziemy standardowo Cetearyl Alocohol, Cetrimonium Chloride, Dimethicone, Behentrimonium Chloride - czyli odżywkową maskę, olej ze słonecznika, nawilżający panthenol oraz proteiny jedwabiu. Zapach jest przyjemny, utrzymuje się na włosach. 
Warto też wspomnieć o siostrzanej masce Intensywna odbudowa, składy są podobne, obie mają niskie Ph i panthenol. W tej znajdują się dodatowo ceramidy. Zapach również dość przyjemny. Działanie nie powala na kolana,ale nadaje się do tuningowana.

Kiedy nie mam czasu, nakładam Nivea Long Care&Repair, kupiłam ją dość niedawno po wszystkich zachwytach, niestety nie trafiłam już na starą wersję. W sumie na moich włosach nie robi niczego szczególnego, lekko dociąża i wygładza.
Odżywki chyba nie są dla mnie, nie sprawdza się ani Granier Oleo Repair ani również kultowa w blogosferze Avokado&Karite.
Jeśli chodzi o mycie, to początkowo ufałam szamponowi babydream, który działał świetnie do czasu, aż skóra głowy nie postanowiła się przyzwyczaić do tego składu. Odkryłam też, że bez sensu używam delikatnego szamponu, który dodatkowo puszy mi włosy, skoro skalpowi nie przeszkadzają mocniejsze detergenty. Dlatego właśnie zmieniłam szampon na Green Pharmacy z pokrzywą, do włosów normalnych. Być może nie jest to skład marzeń,ale nie zawiera konserwantów, SLS/SLES oraz silikonów. Substancją myjącą jest tutaj Amonium Lauryl Sulfate, nadal to sulfat, ale podobno delikatniejszy. Ma przyjemny, świeży zapach i przede wszystkim dzięki niemu mogę myć włosy co 1,5 dnia. Na pewno wypróbuję wersję do włosów przetłuszczających się. Plusem jest także dostępność.
Na koniec hit, bez niej maski i nowy olej nie dałyby tak spektakularnego efektu. Mowa o suszarce Rowenta Respecticism Studio Dry. Zakupiłam ją w jednym z elektromarketów za cenę 99zł. Najbardziej zależało mi na tym,aby suszarka miała jonizację, przycisk zimnego nawiewu oraz koncentrator. Dodatkowo ma system "inteligentnego" doboru temperatury,ale w takie cuda ciężko mi wierzyć. Jest lekka i naprawdę niewielka. Idealnie wygładza włosy, prostuje bez użycia szczotki i nadaje blasku. Minusem jest brak dyfuzora oraz brak możliwości wyboru stopnia temperatury. Jednak chłodny nawiew naprawdę daje rade. Myślę, że za tę cenę jest wiele lepszych suszarek,ale ten model bardzo przypadł mi do gustu. Nie wyobrażam sobie teraz zmienić jej na inną.
I to tyle. Połączenie tych produktów sprawia, że nareszcie nie narzekam na wygląd włosów, jak widać najbardziej przysłużyła im zmiana oleju oraz stylizacji. Usłyszałam mnóstwo wskazówek żebym wydobywała skręt włosów,ale wcale tego nie chcę, najlepiej czuję się w lekko falowanych włosach. Nawet kosztem suszenia ich, co przecież jest piętnowane przez włosomaniaczki. U mnie suszenie robi efekt wow i nie zamierzam z niego rezygnować. Nie farbuję włosów, więc mogę pozwolić sobie na małe grzeszki.
A efekty tutaj :)

Buziaki, Sarna :)

czwartek, 3 marca 2016

Podsumowanie miesiąca zapuszczania [1]

Dołączenie do akcji Ewy dało mi wielkiego kopa do zapuszczania moich skróconych o kilka cm włosów. Przez ten miesiąc dzielnie łykałam Pantotenian Wapnia oraz Skrzyp. Te dwa preparaty pozwoliły mi na przyrost ok. 2cm! Wizaualnie także różnica jest dostrzegalna, także jestem bardzo zadowolona. Mogę się pochwalić 37cm włosów. Baby hair wystają mi z głowy tworząc małą aureolę, czasami ciężko mi ogarnąć je i przykleić do głowy,ale jestem na coraz lepszej drodze.
Jeśli chodzi o działanie wewnątrz, to nie obyło się bez małego wysypu, chociaż było to moje drugie podejście do CP, dlatego byłam na to przygotowana. Mam także wrażenie, że moje paznokcie się wzmocniły, nie są aż tak łamliwe jak dotychczas i udaje mi się je sukcesywnie zapuszczać.

Poniżej małe porównanie.


02.02.2016
26.02.2016
Jak widać ten miesiąc był także małym przełomem w mojej pielęgnacji. Na pierwszy rzut oka widać, że oprócz wzrostu poprawił się także stan moich włosów. Udało mi się je dość znacząco wygładzić i dociążyć, co wcześniej było niemożliwe. Ale o tym następnym razem.
Good hair days zdarzają się u mnie coraz częściej :)

Plan na marzec:
Dalej będę suplementować się skrzypem w tabletkach, jest dla mnie wygodniejszy niż picie naparów. CP brałam przez 3 tygodnie i myślę, że czas na przerwę. Dlatego marzec będzie stał pod znakiem wcierania! Myślę, że wcierka Jantar sprawdzi się w tym miesiącu. Jeśli efekty będą mizerne, to być może włączę picie drożdży, chociaż miałam już kilka podejść do tego "napoju bogów".

Wszystkim zapuszczającym życzę kolejnego owocnego miesiąca.
Buziaki, Sarna

wtorek, 2 lutego 2016

Zapuśćmy się wiosennie, czyli moja pierwsza blogerska akcja.

Kiedy zależy nam na długich włosach warto mieć jakiegoś kompana, który przypomni o celu, albo odwiedzie nas od zaprzestania starań. A co, kiedy tych kompanów jest ponad setka? Robi się wtedy coraz milej i łatwiej. "Zapuśćmy się wiosennie" u Ewy to moja pierwsza akcja tego typu i jestem niesamowicie podekscytowana!
Wpis miał się pojawić już wczoraj,bo od wczoraj zaczęłam akcję. Jednak choroba pokrzyżowała moje plany, nie miałam siły na pisanie posta, do tego jeszcze nie do końca ogarniam bloggera.

Co będę robić?
Przede wszystkim będę polegać na suplementacji calcium pantothenicum, do tego skrzyp w tabletkach. Oczywiście nie pominę zdrowej diety,bogatej w witaminki.Zastanawiam się nad dołączeniem wcierki,ale nie jestem pewna która będzie dawała u mnie zadowalające efekty. Jantar powędrował do mojej siostry, gdyż jego aplikacja sprawiała mi problemy. Może Joanna Rzepa? Do tego moja standardowa pielęgnacja polegająca na mixie humektantów i emolientów, oraz prawidłowym zabezpieczaniu włosów przed zniszczeniami.

Od czego startujemy?
Moje włosy zostały podcięte 2 tygodnie temu, aktualnie ich długość to 35cm
mierzone w pasemku kontrolnym, Nie jestem pewna czy ta długość ma się jakoś do rzeczywistości,ale to tylko pasemko kontrolne i niezależnie od jego długości można spokojnie monitorować przyrost włosków.
Stan włosów jak na chorobę przystało.



Tak więc zaczynamy, życzę wszystkim zapuszczającym się powodzenia i najlepszych efektów.
Buziaki, Sarna :)

niedziela, 31 stycznia 2016

Cześć, tu Sarna!

Wyspowiadałam się już na łamach bloga, teraz czas na przedstawienie mojej osoby. Jestem 21 letnią studentką. Jestem włosomaniaczką oraz niedawno zainteresowała mnie także ceromania. Moja włosowa historia, gdy się pojawi, będzie chyba najdłuższym pasmem nieszczęść jakie ktokolwiek mógł zrobić swoim włosom, dlatego też jestem zadowolona z obecnej kondycji włosów,bo wiedząc ile ze mną przeszły postanowiły wspaniałomyślnie współpracować. Oczywiście nie tak jak sobie wymarzyłam,ale jest coraz lepiej. Prowadzenie bloga pozwoli mi na wnikliwsze obserwowanie moich kłaczków.
Moje włosy to, tak mi się wydaje wysokopory, są falowane z tendencją do ogromnego puszenia i właśnie to chciałabym zniwelować na pierwszym miejscu. Na drugim miejscu staram się o pozbycie się rozjaśnionej części włosów,co idzie mi całkiem nieźle.

Nie wspominam o tym, że staram się aby włosy były coraz zdrowsze, bo to oczywiste.  Bardzo podoba mi się społeczność beauty blogerek, stwarza ogromną okazję do poszerzania wiedzy na temat rzeczy, których tak na prawdę używamy każdego dnia. Dlatego też jestem właśnie tutaj.

niedziela, 29 listopada 2015

Moje grzechy w traktowaniu włosow, czyli spowiedz włosomaniaczki.

Celowo nie użyłam słowa pielęgnacja w tytule. Moich zachowań nie można było nazwać pielęgnowanie, tylko katowaniem i powolnym uśmiercaniem swojej wizytówki. Często w pielęgnacji kierujemy się zasłyszanymi gdzieś, szczątkowymi informacjami. Czy to jakaś reklama w telewizji, czy urywek programu poświęconego urodzie, jakiś artykuł czy też poradnik. Sięgamy po szampony i odżywki kierując się jedynie zapachem, czy ładnym opakowaniem. Jak na świeżą włosomaniaczkę przystało biję się w pierś za każdym razem, gdy dociera do mnie cóż takiego wyprawiałam tym włosom. Zupełnie nieświadomie, a czasami też na zasadzie „oj tam, nic im nie będzie”. Teraz po dwóch miesiącach naprawdę przemyślanej pielęgnacji mogę wymienić kilka moich topowych błędów. Oczywiście już wcześniej zajęłam się włosami, gdyby za świadomą pielęgnacje uznać samo olejowanie, to obchodziłabym rocznicę włosomanii, ale czy to miało jakikolwiek sens? Nie miało żadnego.
Wieczne zapuszczanie włosów. Nie podcinanie końcówek jest błędem, fakt. Nie każdy musi odwiedzać fryzjera co dwa miesiące, bo dobrze zabezpieczone końcówki  Ale gdy końcówka jest szorstka jak włosy lalki Barbie, zakończona białą kuleczką lub rozdwojona (tak na zmianę, żeby nie było nudno)? Końcówek potrafiłam nie obcinać latami, bo po co, włosy mi przecież nie rosną. A po drugie było mi wstyd iść do fryzjera z tak beznadziejnie pofarbowanymi włosami. A propos farbowania…
Farbuję, bo mam taki kaprys.
Zaczęłam niewinnie od szamponetek z mariona w kolorze Tycjan, ponieważ bardzo chciałam być ruda. Później w ruch poszedł rozjaśniacz i farby z Joanny jesienny liść i płomienna iskra. Włosy wyglądały ładnie, pasowała mi taka marchewkowa rudość, ich stan był całkiem dobry. A później dostałam do głowy. Brązy, ombre, kolorowe końcówki, blond, czarny, dekoloryzacja numer jeden, znowu czarny,bo dekoloryzacja nie wyszła, brązy, znów blondy. Czego nie miałam na głowie? Oczywiście wszystko drogeryjne, nie zwracałam uwagi na próby alergiczne, na potrzebę odczekania chwili przed następnym farbowaniem. Potrafiłam być blondynką (totalnie mi nie pasuje),a za dwa dni mieć czarne włosy.
Naiwne kierowanie się reklamami.
Nasłuchałam się w TV i wszędzie. Keratyna odbuduje włosy, wniknie w strukturę, dzięki czemu włosy będą gładkie i odżywione. Bla bla bla, wiadomo, reklamowe gadanie Tak więc kupowałam szampon, odżywkę, maskę i odżywkę w sprayu. Wszystko z dodatkiem keratyny. . Teraz już wiem, że nie ma magicznego preparatu na każdą włosową bolączkę. Nie miałam pojęcia o istnieniu protein, emolientów, czy humektantów. Byłam zbyt leniwa by to sprawdzić, a na wizażu wątki włosomaniaczek szalały od dawna. Przypłacałam to oczywiście wiecznym puchem i przesuszem, który to zwalczałam jedwabiem (z dodatkiem alkoholu) i namiętnym prostowaniem grzywki, a później całości.
Chodzenie spać z mokrymi włosami. 
Nic więcej nie trzeba mówić, notorycznie chodziłam spać z mokrymi włosami, budziłam się wyglądając jak strach na wróble. O poranku prostownica lądowała we wtyczce zanim jeszcze zdążyłam dobrze otworzyć oczy i zrobić siku.
Wysoka temperatura
Naturalnie bez żadnej termo ochrony, bo i po co. Kilkadziesiąt razy jedno pasemko, a później jakiś jedwab na to. W szczycie okropności moich włosów nawet prostowanie nie dawało rady ich ujarzmić. Wyglądały jakby były wyczesane i raz przejechane prostownicą. Totalnie spuszone. A włosy mam kręcone.  Czasami także wpadałam na genialny pomysł prostowania mokrych włosów. Do tego wysoka temperatura z suszarki, bo szkoda mi było czasu, a przecież spuszone siano a’la właśnie dostałam prądem, mogłam wygładzić prostownicą.
Złe składy kosmetyków
Oczywiście nie miałam pojęcia, że to szkodliwe substancje. Na mojej głowie lądował szampon, który dobrze czyści i jakaś odżywka do tego. Czasem przytrzymywała odżywkę trochę dłużej, czasami używałam jakiejś przypadkowej maski ale to przy reszcie destrukcyjnych zabiegów nie dawało totalnie nic, oprócz chwilowego oblepienia silikonami. Włosy a’la lalka Barbie i puch były ze mną nadal.
Reasumując: Kręcone włosy katowałam prostownicą żeby wygładzić grzywkę, a później całość. Farbowałam jak oszalała i nie patrzyłam czym myję i co kładę na włosy. Więcej grzechów nie pamiętam, mam nadzieję, że ich więcej nie powtórzę.